No i nastał czerwiec a wraz z nim wyprawa na magiczne i tajemnicze Lofoty, do krainy Troli, wielorybów, dorszy, zębaczy, radosnych Norwegów i niezachodzącego słońca.
- Dojazd – to konieczność ale też wielka przyjemność – najpierw promem do Szwecji, a potem wzdłuż jej wybrzeża poprzecinanego przez wodę, pomału przesuwamy się w kierunku Lofotów. Kiedy odbijamy w głąb szwedzkiego lądu na drodze zaczynamy spotykać niezliczone ilości reniferów, łosi i zajęcy, za oknami pojawia się śnieg a nawet skute jeszcze lodem jeziora - żeby dojechać na Lofoty musimy przekroczyć pasmo Gór Skandynawskich. Dojazd nie jest łatwy, jedziemy bez noclegu ok. 20h ale widoki i niekończący się dzień wynagradzają nam trudy podróży – jesteśmy już przecież za Kołem Polarnym więc dzień trwa tu nieprzerwanie 24h/dobę. Można by oczywiście skorzystać z samolotu, jednak wówczas traci się możliwość podziwiania tego niespotykanego piękna.
- Narwik i okolice – po 20h jazdy docieramy do naszego celu – okolice Narwiku – tu spędzimy 2 dni zajmując się oczywiście nurkowaniem. Podczas II Wojny Światowej, a w szczególności Bitwy o Narwik w 1940 roku wiele statków zatonęło w jego okolicach, stanowiąc teraz dla nas, nurków, niesamowitą podwodną atrakcję. Niestety, większość z nich nie jest dostępna z brzegu. Jednak my mamy swoje pozycje, które są osiągalne z brzegu.
Nurkujemy tu na wrakach Hermann Kunne – niemiecki niszczyciel, który zatonął 13 kwietnia 1940 roku (głębokość max ok 40m, min ok 6 m) i Belgica – belgijski żaglowiec z 1884 roku, który brał udział w pierwszej wyprawie na Arktykę, podczas wojny służący jako magazyn amunicji, został zatopiony 19 maja 1940 roku (głębokość max ok 24m). Nieopodal Belgici spoczywa też drugi wrak – oba można spokojnie obnurkować podczas jednego zanurzenia. Jeżeli pogoda jest łaskawa odwiedzamy też legendarnego Junkresa JU 52 z jeziora Hartvig, który również jest ofiarą Bitwy o Narwik – samolot wraz z 12 innymi miał za zadanie przetransportować żołnierzy niemieckich do Narwiku, następnie 11 samolotów z powodu braku paliwa wylądowało na zamarzniętym jeziorze Hartvig. Odlecieć udało się tylko jednemu, reszta pozostała tam już na zawsze. Po wojnie 5 z nich wydobyto a pozostałe spoczywają w głębokich wodach jeziora. Dla nas dostępny jest jeden leżący na 8 metrach. Nurkowanie na nim to niesamowita atrakcja i zawsze jak tylko tam jesteśmy, i warunki pozwalają, a w tym roku pozwoliły, staramy się zanurzyć w lodowatej wodzie aby choć na chwilę na niego spojrzeć.
- Lofoty – to już miejsce docelowe, w którym spędzimy 10 dni. Mieszkamy w małej wiosce, do naszej dyspozycji są rorbu – ponad 200 letnie domki rybackie, które teraz po gruntownym remoncie stanowią bardzo komfortową bazę noclegową. Mamy też hangar, w którym ładujemy butle i suszymy sprzęt nurkowy oraz dwie łodzie – nurkową i wędkarską.
Adam jeździ na Lofoty od ponad 15 lat, Ania od 8, ja od 4, mamy tu więc swoje sprawdzone i pewne miejsca nurkowe, w których czekają na nas zębacze, flądry, dorsze, tasze a czasami żabnice i halibuty, w których kołyszą się niesamowite łąki brunatnic, można spotkać rozgwiazdy we wszystkich kolorach tęczy, czy przepiękne podwodne „kwiaty” – jamochłony przybierające formy i kształty tak niezwykłe, że dech zapiera. Mamy też w okolicy miejsca na nurkowania wrakowe czy miejsca gdzie można zakosztować nurkowania w prądzie lub kanionach.
W tym roku do naszej długiej listy dołączyła jeszcze cudowna arktyczna rafa koralowa, niezwykle kolorowa i pełna życia.
Lofoty to także raj dla łowców podwodnych i wędkarzy, w końcu kolację trzeba najpierw upolować lub złowić, a polujemy i łowimy codziennie.
A właśnie kolacja – to najbardziej wyczekiwany posiłek dnia, wspólnie zasiadamy do stołu i spożywamy to co nam Morze Norweskie dało, a daje zwykle przepyszne dorsze. W tym roku to na mnie wypadło bycie kucharzem (nie pojechał nasz etatowy kucharz Paweł i ktoś musiał go zastąpić – na szczęście miałam okazję uczyć się od niego przez ostatnie 3 lata) i mam nadzieję że podołałam temu zadaniu. W zasadzie takiego świeżego dorsza to trudno zepsuć, ryba jest tak smaczna, że nie trzeba wielkiej filozofii aby ją przygotować ;-) a jak jeszcze zabierze się z Polski słój ostrych jak diabli papryczek to „sukces” murowany ;)
Podczas naszego pobytu na Lofotach robimy sobie też całodniową wycieczkę do A. W tym roku nie mogło jej zabraknąć.
A czytaj "O"- mała wioska rybacka na końcu Lofotów, czyli na końcu naszego świata. Tam właśnie udaliśmy się podróżując krętą ale niezwykle widokową drogą Króla Olafa, ciągnącą się przez całe Lofoty. Po drodze były przystanki na zwiedzanie oraz nurkowanie. Odwiedziliśmy Nusfiord, byliśmy na plaży w Ramberg, zanużyliśmy się na pięknej ścianie w niezwykle malowniczym miejscu pełnym owiec i trawiastych dachów, cykneliśmy parę fotek w Reine i dotarliśmy do A, gdzie zjedliśmy przepyszne cynamonowe bułeczki. W drodze powrotnej pochłonęliśmy nad oceanem zupkę rybną, zajrzeliśmy do Vikten z monofakturą szkła i na wieczorną kolację z dorszem w warzywach w roli głównej wróciliśmy do naszego lofockiego domu.
Ogólnie dni na Lofotach upływają nam na nurkowaniu, podziwianiu otaczającego nas piękna i jedzeniu dorsza pod wieloma postaciami, a że w czerwcu dzień się tu nie kończy mamy na to wszystko 24h/dobę. Nie raz ruszamy na ryby po 23:00, czy udajemy się na „nocną” wyprawę po okolicznych pagórkach – a pagórki w naszej okolicy nie dość, że przepiękne są jeszcze rajem dla wspinaczy.
- Po 10 dniach w raju czas rozpocząć podróż powrotną, to już ostatni 4 etap.
Wracamy przez Koło Polarne – gdzie zatrzymujemy się na ostatnie prezentowe zakupy i sesję fotograficzną z misiem i kamiennymi kopczykami (Ciekawa legenda dotyczy kamiennych kopczyków ustawianych w norweskich górach. Podobno są to zamienione w kamień trolle, które nie zdążyły uciec przed pierwszymi promieniami słońca), znowu musimy przekroczyć Góry Skandynawskie, znowu renifery nam z ręki jedzą. Tym razem robimy też przystanek na nocleg i w końcu docieramy do promu, którym po 18h podróży docieramy do Polskiej Ziemi ;-)
Podsumowanie:
W tym roku Lofoty były wyjątkowo tęczowe i pełne przyód. Wróciliśmy bogatsi o nowe doświadczenia i co najważniejsze o dwa nowe cudowne miejsca nurkowe.
Po krótce:
- na Lofotach jest pięknie,
- nawet jak pada deszcz to potem zawsze wychodzi słońce i tęcza,
- na Lofotach z twinem nie jest lekko, za to sidemount sprawdza się wyśmienicie,
- łosie i renifery zwykle do zdjęcią odwracją sie tyłem,
- na nurkowania w porcie warto zabrać linę,
- duże dorsze są zawsze na podwodnej górce pod Henningsvear,
- po północy słońce świeci najmocnej,
- przy wzburzonym morzu nurkowanie na Paradise nie jest wskazane, a w porcie nie kładzie się twina na najnższym stopniu bo może odpłynąć,
- nowe miejsca nurkowe odkrywa się za pomocą google i determinacji Gagatka,
- na pęknietych felgach da się przejechać ponad 1000km, ale trzeba często robić przystanki na stacjach z kompresorem,
- już za rok w czerwcu 2016 wracamy na Lofoty i co więcej zanurzymy się też w cudowonej jaskinii (jedno z naszych nowych miejsc nurkowych) - ale o tym potem, bo to na razie niespodzianka.
Hmm chyba zapomniałam o najważniejszym – Lofoty – cóż to są te Lofoty i dlaczego to właśnie tam jeździmy co roku?
Już wyjaśniam – Lofoty to przecudnej urody archipelag wysp i wysepek położony na Morzu Norweskim i jak podaje Wikipedia „ciągnący się na długości 112 km od maleńkiej wysepki Røst na południu po wąską cieśninę Roftsundet, oddzielającą go od archipelagu Vesterålen. Od stałego lądu oddzielony cieśniną Vestfjord”. Lofoty leżą za Kołem Polarnym dlatego dzień w okresie letnim trwa tu 24h/dobę natomiast zimą panuje tu straszna i ciemna, rozświetlana jedynie zorzą polarną noc polarna. Klimat jest tu morski, dość chłodny ale łagodzi go ciepły Prąd Zatokowy. Dalej za Wikipedią - „archipelag jest zbudowany ze skał pochodzenia wulkanicznego i metamorficznego, których wiek ocenia się na 3 miliardy lat (jedne z najstarszych na świecie). Skalne masywy, wystające z morza, mają strome, wysokie na kilkaset metrów ściany, ostro zarysowane wierzchołki i postrzępione granie. Pomiędzy nie wcinają się krótkie, wąskie i malownicze fiordy”
Dlaczego wracamy tu co roku? Każdy podróżnik ma takie swoje miejsce, do którego zawsze chce wrócić, dla nas są to właśnie Lofoty, nie ma tu palm, nie ma upałów, nie tłumów turystów, za to są cudowne widoki i przepiękne piaszczyste plaże, cisza i spokój, nad naszymi głowami latają orły, a pod wodą uśmiechają się szczerząc swoje krzywe zęby zębacze, płaszczą się flądry i halibuty oraz wydymają swoje usteczka tasze. To nie Egipt, nie Malediwy, nie Rajska Wyspa – to kraina pokraczynych Troli, łosi, reniferów i owiec, którą polecamy każdemu kto szuka odpoczynku, relaksu i bliskiego kontaktu z przyrodą, taką prawdziwą, dziewiczą!
Chcesz też zakochać się w Lofotach tak ja my...nic prostszego - zapraszamy – następna wyprawa już w czerwcu 2016
Agata vel Gagatek naLofoty.pl
WARSZAWA-OCHOTA
wejście furtką od ul. Tarczyńskiej
Pola Vision Adam Borkowski
NIP: PL 118-082-76-28; Regon: 012333784;
Wpis do ewid.: 46132
nr rachunku (mBank)
10 1140 2004 0000 3502 3006 9194